piątek, 30 listopada 2012

Toy Land Robert J. Szmidt








Tytuł: Toy Land
Autor: Robert J. Szmidt
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2008










Science fiction to gatunek, po który z reguły nie sięgam, tym trudniej było mi znaleźć na moich półkach jakąś książkę wpasowującą się w tę tematyka. Na szczęście udało mi się trafić na „Toy Land” Roberta J. Szmidta. Autor jest pisarzem i tłumaczem. Warto zaznaczyć, że jest on także jednym z inicjatorów i pomysłodawców nagrody fandomu, znanej dziś jako Nagroda im. Janusza A. Zajdla.

Oddział bezwzględnych najemników, pod dowództwem Dantego, ma za zadanie przetransportować i chronić grupę naukowców, którzy mają zbadać powierzchnię Nowego Raju w poszukiwaniu złóż naturalnych, a wszystko to na zlecenie korporacji Korba. Samo przedostanie się przez atmosferę nowej planety i prześliźnięcie się przed czujnym systemem Cerberus wydaje się wręcz niemożliwe. Jednak dobry zespół i odpowiednie nakłady finansowe ze strony zleceniodawcy mogą zdziałać wiele. Najemnicy wraz z naukowcami, podzieleni na mniejsze oddziały, ruszają do akcji, nie wszystkim jednak udaje się dotrzeć na planetę. Czytelnik towarzyszy grupie dowodzonej przez Dantego – charakternego i trzymającego swoich ludzi krótko wojaka, w której swoje miejsce znalazła jedyny naukowiec – kobieta. Powoduje to wiele różnych spięć i konfrontacji na linii damsko-męskiej, ale nadaje odpowiedni koloryt akcji. Pośrednio to doktor Ketea Tychoo jest także sprawczynią niektórych, niekoniecznie pozytywnych wydarzeń. Podczas pobierania próbek okazuje się, że planeta jest zamieszkana przez inteligentne, prosiaczkowate istoty, które są w niebezpieczeństwie, ponieważ poluje na nie oddział Czarnych Beretów. Doktor Ketea nie może patrzeć na to obojętnie i postanawia uratować kilka takich istot, przekonując do swojej racji Dantego. Ale czy to aby na pewno dobra decyzja? Może tajne oddziały przebywające na planecie mają ważne powody by tam być i działać?

Najbardziej wyrazistą postacią jest Dante, i pomimo tego że jest wulgarny i nieokrzesany, nie przebiera w słowach i na próżno szukać u niego szacunku do kobiety, budzi sympatię czytelnika. Inne postaci są także dobrze skonstruowane, tak że po lekturze mamy wrażenie jakbyśmy ich dobrze poznali.

Tak naprawdę nie jestem w stanie stwierdzić, czy „Toy Land” jest dobrą książką science fiction, ponieważ nie czytuję tego gatunku, mogę natomiast powiedzieć, że mi ta powieść się podobała. Nie było w niej nagromadzenia technicznych sformułowań, co zdecydowanie uprzyjemniało lekturę.

Ocena: 5/6  


Książka przeczytana w ramach wyzwań:

wtorek, 13 listopada 2012

Diabelskie drzewo




Tytuł: Diabelskie drzewo
Autor: Jerzy Kosiński
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2012; pierwsze wydanie 1992








W ramach wyzwania „Tydzień bez nowości” postanowiłam sięgnąć po książkę Jerzego Kosińskiego „Diabelskie drzewo”, która od jakiegoś czasu czekała na półce.

Jerzy Kosiński (1933-1991) urodził się w Polsce, ale w 1957 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie ukończył Uniwersytet Columbia, a następnie wykładał na uniwersytetach Yale, Princeton i Wesleyan. Był laureatem wielu nagród literackich, między innymi prestiżowej National Book Award. Pisał po angielsku, mimo iż nie był to jego ojczysty język. Jest autorem między innymi „Malowanego ptaka”, który przyniósł mu międzynarodowy rozgłos, „Pasji”, „Randki w ciemno” oraz „Gry”.

Głównym bohaterem „Diabelskiego drzewa” jest Jonathan Whalen, syn amerykańskiego przedsiębiorcy, który dorobił się fortuny między innymi na stali. Jonathan, jako spadkobierca wielkich pieniędzy, nie musi się przejmować ich brakiem. Aby uniknąć powołania do armii wyjeżdża za granicę i wiele lat spędza na podróżach, poznawaniu innych kultur oraz krajów. Większość czasu poświęca na przyjemności, eksperymenty ze środkami odurzającymi różnego rodzaju, nie stroni również od seksu w różnych odsłonach. Związek z super modelką Karen, który tak naprawdę ciężko nazwać prawdziwym związkiem, jest jedną z nielicznych bliższych relacji z ludźmi, jaką udało się głównemu bohaterowi stworzyć.

Narracja jest mieszana, raz jest ona trzecioosobowa, innym razem są to pierwszoosobowe wspomnienia głównego bohatera. W książce spotkamy się także z poświęconymi rodzicom Jonathana refleksjami osób trzecich.

Książka jest studium o psychice bogatego, nie przejmującego się za bardzo nikim, ani niczym, człowieka. Czytelnik-obserwator towarzyszy mu podczas licznych retrospekcji.  W trakcie lektury towarzyszą nam różne odczucia, nie zawsze są one pozytywne. Próby zrozumienia kim jest Jonathan Whalen są trudnym zadaniem. I gdy już nam się wydaje, że oto dorósł i potrafi się ustatkować, wydarzenia, których jesteśmy świadkami mogą zachwiać to nasze przekonanie.

Powieść jest pełna przesyconych erotyzmem scen z życia głównego bohatera. Na początku obawiałam się, że ten fakt będzie mi przeszkadzał podczas lektury, ale tak nie było. Wszystko razem spinało się w sensowną i logiczną całość. W książce znajdziemy także wiele ciekawostek, np. jak się rozmnażają meduzy oraz co to jest diabelskie drzewo, dzięki czemu zrozumiemy tytuł powieści. Książka jest ciekawa, chociaż tak naprawdę głębszych uczuć we mnie nie obudziła.

Ocena: 4/6.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:



Dodaj napis

środa, 7 listopada 2012

Podróże do Indii i Tasmanii :)



Tytuł: Blondynka w Indiach
Autor: Beata Pawlikowska
Wydawnictwo: G+J RBA
Rok wydania: 2011







Tytuł: Blondynka na Tasmanii
Autor Beata Pawlikowska
Wydawnictwo: G+J RBA
Rok wydania: 2011






          Jestem po lekturze dwóch książek Beaty Pawlikowskiej: "Blondynka w Indiach" oraz "Blondynka na Tasmanii". Autorki raczej nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Dziennikarka, podróżniczka, pisarka, prowadząca programy zarówno w radio, jak i telewizji.

          W pierwszej pozycji znajdziemy opisy dotyczące Świątyni Szczurów, Taj Mahal, Czerwonego Fortu w New Delhi oraz pustynie w Radżastanie. Poznamy również klika przygód autorki łącznie z atakiem dzikich wielbłądów. 

          Z kolei z drugiej książki dowiemy się w jaki sposób świętuje się Boże Narodzenie w Hobart, zostaniemy również zaznajomieni z nietypowymi dla innych kontynentów zwierzętami: dziobakami, kolczatkami, misiami koala, kangurami, wombatami oraz tasmańskimi tygrysami i diabłami. Wszystko to jest okraszone sporą dawką historii wyspy, co dodaje uroku lekturze.

          Generalnie książki są niewielkiego formatu i nie posiadają wielu stron. Czyta się je szybko, ze względu na ciekawe informacje, których nam dostarczają, a do tego na wielu kartach są zdjęcia oraz odręczne rysunki autorki. To co mi trochę przeszkadzało to opisy tychże ilustracji - były one słowo w słowo przepisane z tekstu głównego, co dawało mi odczucie ciągłego powtarzania. Poza tym książki są interesujące i warte uwagi, zwłaszcza jeżeli mamy tendencje do podróżowania w odległe krainy, nie ruszając się z własnego fotela.

Ocena: 4/6. 

Książki przeczytane w ramach wyzwania:

niedziela, 4 listopada 2012

Żenia i Anfisa na tropie!

Tatiana Polakowa to rosyjska autorka kryminałów, z których część przypomina wczesne powieści Joanny Chmielewskiej. Taka też jest seria o parze przebojowych przyjaciółek Jewgieniji Pietrownej i Anfisie Lwownej.

Żenia - dziennikarka poszukująca miłości swego życia, najlepiej jakiegoś blondyna, oraz Anfisa - pisarka kryminałów i żona okropnie zazdrosnego pułkownika specnazu, mają tendencje do wplątywania się w sytuacje, które obfitują w trupy. W przypadku ich przygód stwierdzenie „trup ściele się gęsto” jest jak najbardziej na miejscu.

Przeczytałam dwie książki Tatiany Poliakowej, jedną za drugą. Były to „Mąż do zadań specjalnych” oraz „Niezidentyfikowany obiekt chodzący”.



W „Mężu...” dziewczyny pomagają odnaleźć porwaną córkę przyjaciółki, przy okazji odkrywając wiele rodzinnych tajemnic, które były głęboko skrywane przed postronnymi. W całej akcji pomaga mąż Anfisy - Romek, mimo iż non stop próbuje wybić swojej małżonce z głowy pomysł prowadzenia własnego dochodzenia.





Natomiast w „Niezidentyfikowanym obiekcie...” Żenia zostaje wysłana na głęboką prowincję w celu rozwikłania tajemnicy pleniącej się siły nieczystej. Anfisa po kłótni z mężem rusza razem z przyjaciółką. Pozornie banalna wyprawa, z każdą chwilą przeradza się w coraz bardziej zagmatwaną i niebezpieczną historię.






Książki są pełne zabawnych sytuacji oraz wielu zwrotów akcji. Zagadki są bardzo dobrze skonstruowane, a ich rozwiązanie nie należy do najprostszych. Podczas czytania miewałam momenty, kiedy drażnił mnie styl pisania autorki (bardzo uwidocznione kobiece roztrzepanie), ale ogólnie lektura nie była męcząca. W „Obiekcie...” brakowało mi trochę nieustającej obecności męża Anfisy, który w „Mężu...” był w centrum wydarzeń. I mimo iż stwarza on wrażenie mocno seksistowskiego, napakowanego macho, to jednak z każdą przeczytaną stroną odczuwałam coraz większą sympatię.

Ogólnie książki są interesującymi kryminałami, chociaż wydaje mi się, że bardziej do gustu przypadną kobietom. Ocena: 4/6.

piątek, 2 listopada 2012

Zabawa z tykającym zegarem

     Mimo iż rozpoczynam dopiero swoją przygodę z "blogowaniem", to mam już na swoim koncie kilka recenzji, zamieszczanych na nakanapie.pl. Taką właśnie recenzją jest poniższy tekst.

     "Krawędź czasu" jest pierwszą powieścią Krzysztofa Piskorskiego, po którą sięgnęłam. Oprócz niej autor napisał: orientalno-fantastyczną trylogię "Opowieść Piasków", wyróżnianą alternatywną historię "Zadra" oraz wiele opowiadań publikowanych w antologiach i magazynach, a także zajmował się tworzeniem gier RPG.

     "Krawędź czasu" należy do podgatunku fantastyki naukowej określonego mianem steampunk, który cechuje się tym, że technologia otaczająca bohaterów jest oparta na mechanice, a akcja utworów toczy się najczęściej w epoce wiktoriańskiej, którą można określić jako erę rewolucji technicznej.

       Okładka wykonana jest w taki sposób, aby wyglądała na trójwymiarową i przyciągała wzrok. Patrząc na nią zagłębiamy się w świat pełen zębatek i mechanicznych części. Kiedy wzięłam tę książkę do ręki, bardzo mi się spodobała, ale po spojrzeniu na poszarzałe brzegi stron wrażenie to osłabło. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ jest to zamierzony efekt. Każda ze stron jest ozdobiona małym ilustrowanym elementem, a pierwsza strona każdego rozdziału posiada większą ilustrację. Oprócz tego, na niektórych kartach powieści znajdują się całostronicowe rysunki. Wygląda to naprawdę bardzo interesująco i dodatkowo sprawia przyjemność podczas czytania.

      Główny bohater Maksym uciekając przed policją trafia do XIX-wiecznego miasta, do dzielnicy, w której czas jest pojęciem względnym, o czym szybko się przekonuje. Próbuje on odnaleźć drogę do swojej rzeczywistości. Równolegle, w innej części miasta, pojawia się nikomu nieznany osobnik, z widocznymi śladami ciężkich przeżyć. Przed Franciszkiem, bo takie imię przyjmuje niepamiętający swojej przeszłości mężczyzna, trudne zadanie przypomnienia sobie swojej historii. Akcja powieści toczy się wielowątkowo, a w trakcie czytania przekonujemy się, jak poszczególne zdarzenia się zazębiają. A wszystko to dzięki dziwnej maszynie znajdującej się na obrzeżach miasta, w dawno zapomnianej dzielnicy, gdzie kabała i magia łączy się z technologią i mechaniką. Przeskoki, pomiędzy wydarzeniami dotyczącymi obu bohaterów, zapewniają stałe napięcie podczas czytania. I chociaż w pewnym momencie zaczynamy się domyślać dalszego rozwoju wypadków, nie wpływa to negatywnie na odbiór powieści.

      Książka jest bardzo wciągająca, czytałam ją niecierpliwie przewracając strony, żeby jak najszybciej poznać dalsze losy postaci. Było to moje pierwsze spotkanie zarówno z tą odmianą fantastyki, jak i autorem, ale myślę, że nie ostatnie. Utwór ten polecam zadeklarowanym fanom fantastyki oraz osobom, które, podobnie do mnie, dopiero zaczynają swoją przygodę z tym gatunkiem.

No to zaczynam :)

Od jakiegoś czasu błąka się we mnie myśl, aby stworzyć bloga, taki mały, własny kawałek w sieci, gdzie mogłabym się dzielić wrażeniami o przeczytanych książkach... Chodzi ten zamysł za mną, kręci się wokół mnie i nie daje mi spokoju. Postanowiłam w końcu, że spróbuję. A co z tego wyniknie, to się okaże... :)