Marta Kisiel to polska autorka, czy raczej Ałtorka - jak sama siebie nazywa, pisząca powieści i opowiadania z gatunku fantastyki. Z twórczością pani Marty miałam okazję się już zapoznać dzięki "Nomen omen", który nomen omen bardzo mi się spodobał. Natomiast o "Dożywociu" czytałam wiele pozytywnych opinii, tylko nigdzie nie mogłam znaleźć tej powieści. Aż doczekałam się wznowienia, zakupiłam własny egzemplarz i... odłożyłam na półkę w obawie przed zderzeniem oczekiwań z rzeczywistością (wszystko przez te przeczytane recenzje). Tak sobie to moje "Dożywocie" przeleżakowało do zeszłego tygodnia, kiedy to została jednogłośnie, jednoosobowo podjęta decyzja: czytamy! Teraz pozostaje mi tylko żałować, że tyle czasu czekałam...
Ale po kolei... Główny bohater - pisarz Konrad Romańczuk nieoczekiwanie dowiaduje się o spadku, jaki mu przypadł w udziale po nieznanym krewnym. W efekcie pozostawia za sobą miasto, niedoszłą narzeczoną i wybiera się na głęboką prowincję do Lichotki, aby w ciszy i spokoju oddać się napisaniu Dzieła Swojego Życia. Brzmi nieźle i całkiem sensownie. Ale czy na pewno tak będzie? Na miejscu zastaje gotyckie domiszcze z wieżyczką, w którym urzęduje niewyrośnięty anioł Licho w bamboszkach, uczulony na pierze, pradawny potwór Krakers uwielbiający gotować oraz panicz Szczęsny - widmo poety samobójcy. Tylko czy z taką gromadką dożywotników można normalnie funkcjonować? Do jakich sytuacji potrafią doprowadzić pomysły tej nietuzinkowej gromadki? Konrada czeka nie jeden orzech do zgryzienia...
Marta Kisiel wspięła się na wyżyny wyobraźni i zaszalała. Ale jak zaszalała... Jestem pod ogromnym wrażeniem wykreowanych postaci, każda z nich jest dopracowana w najmniejszych szczegółach. Licho przeogromnie mnie rozczulało w tej swojej niewinności i infantylności, Szczęsny wkurzał niemal tak, jakby stał obok i perorował wierszem miłosne wersety, a Krakers... Krakersa po prostu też chciałabym mieć w kuchni - tylko nie mam piwnicy... Główny bohater także został bardzo dobrze skrojony, czasami zimny drań myślący tylko o sobie, ale posiadający także cieplejszą stronę.
Nie mam pojęcia jak to się autorce udało, ale skleciła rewelacyjną powieść, pełną wielu zabawnych i humorystycznych sytuacji. Styl jakim pisze Marta Kisiel jest dość specyficzny, jest tam dużo zabawy słowem i językiem, do tego wiele porównań i przeskoków myślowych. Jestem świadoma, że nie każdemu może odpowiadać taka forma pisania, ale ja jestem fanką tego rodzaju lekkiego pióra oraz takiej łatwości opowiadania niebanalnych historii. W związku z powyższym muszę stwierdzić, że "Dożywocie" trafiło na moją listę ulubionych, a co za tym idzie nie mogę się doczekać "Dożywocia 2", które mam nadzieję niedługo pojawi się w księgarniach.
Ocena: 6/6.
Marta Kisiel wspięła się na wyżyny wyobraźni i zaszalała. Ale jak zaszalała... Jestem pod ogromnym wrażeniem wykreowanych postaci, każda z nich jest dopracowana w najmniejszych szczegółach. Licho przeogromnie mnie rozczulało w tej swojej niewinności i infantylności, Szczęsny wkurzał niemal tak, jakby stał obok i perorował wierszem miłosne wersety, a Krakers... Krakersa po prostu też chciałabym mieć w kuchni - tylko nie mam piwnicy... Główny bohater także został bardzo dobrze skrojony, czasami zimny drań myślący tylko o sobie, ale posiadający także cieplejszą stronę.
Nie mam pojęcia jak to się autorce udało, ale skleciła rewelacyjną powieść, pełną wielu zabawnych i humorystycznych sytuacji. Styl jakim pisze Marta Kisiel jest dość specyficzny, jest tam dużo zabawy słowem i językiem, do tego wiele porównań i przeskoków myślowych. Jestem świadoma, że nie każdemu może odpowiadać taka forma pisania, ale ja jestem fanką tego rodzaju lekkiego pióra oraz takiej łatwości opowiadania niebanalnych historii. W związku z powyższym muszę stwierdzić, że "Dożywocie" trafiło na moją listę ulubionych, a co za tym idzie nie mogę się doczekać "Dożywocia 2", które mam nadzieję niedługo pojawi się w księgarniach.
Ocena: 6/6.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz