Autor: Agnieszka Topornicka
Tytuł: Wakacje od życia
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Ameryka - cel wielu osób, marzących o lepszym i łatwiejszym życiu. Stany Zjednoczone wydają się takie wspaniałe i pozbawione większości problemów, co przyciąga do nich emigrantów. Książka Agnieszki Topornickiej "Wakacje od życia" ma nas przenieść do Ameryki lat dziewięćdziesiątych, czyli przed rewolucją techniczną. Świat bez komórek, komputerów, portali społecznościowych, moda, na której samo wspomnienie przychodzi na myśl "Boże, jak mogłam coś takiego na siebie założyć?!".
Agnieszka Topornicka jest tłumaczką, dziennikarką i poetką, sama przeżyła emigrację, podczas której pracowała między innymi jako niania, barmanka, sprzedawczyni. "Wakacje od życia" są trzecią książką tej autorki, poświęconą właśnie życiu na emigracji.
Główna bohaterka powieści to Nowa, która przyjeżdża do New Jersey do swojej przyjaciółki ze szkoły B., u której zamieszkuje. Poznaje innych Polaków mieszkających w sąsiedztwie B.: Hansa, Jadzię oraz Edytkę z Krysem i Nikolką. Z Hansem i Jadzią (tak naprawdę ma na imię Marcin) balangują, piją alkohol i palą trawkę. Nowa znajduje pracę w Nowym Jorku jako niania chłopca z zespołem Aspergera, a dzięki tej pracy poznaje przystojnego lekarza James'a. Jak ułożą się jej losy w Wielkim Świecie?
Główna bohaterka nie zyskała mojej sympatii. Niemal na każdym kroku można było zaobserwować jej snobizm oraz wywyższanie się intelektem. W chwili poznania Hansa określa go jako "niepełne średnie, może tylko zawodowe", stwierdza, że w Polsce nawet by na nim oka nie zawiesiła, nie przeszkadza jej to jednak wskoczyć z nim do łóżka. Nowa jest pełna takich sprzeczności. B. jako przyjaciółka też nie jest zbyt wspaniała - samolubna i egoistyczna, chociaż niepozbawiona pozytywnych cech to te negatywne wybijały na pierwszy plan. Do pozostałych wykreowanych postaci nie odczuwałam większego stosunku emocjonalnego, stwierdziłabym, że po prostu są naszkicowani.
Akcji w książce nie ma prawie wcale, do tego brakowało mi związków przyczynowo-skutkowych. Bardzo często coś się działo, ale nie dowiedziałam się dlaczego i co miało wpływ na takie, a nie inne zachowania i zdarzenia. Narratorką jest Nowa i w większości czytamy jej przemyślenia oraz filozofowanie, które momentami mnie nużyło. Nowa przyjeżdża do Stanów, szuka pracy - znaczy się chce się zaczepić na stałe. Później okazuje się, że ma tylko wizę turystyczną, więc niedługo będzie musiała wracać do Polski. Gdzieś zagubiła się spójność i logiczny ciąg.
Czytało się to w miarę dobrze i szybko, autorka użyła prostego języka, chociaż ciągłe wstawki spolszczonych anglicyzmów, typu "krajst", były drażniące. To co mi jeszcze przeszkadzało podczas lektury to notoryczne wybieganie w przyszłość. Czytamy o tym co dzieje się tu i teraz, a w następnym zdaniu stwierdzenie, że za kilka lat to będzie tak i tak, albo że za jakiś czas Nowa będzie robiła to i tamto. Na mnie działało to niemal jak czerwona płachta na byka. No i tej Ameryki mi zabrakło, było zdecydowanie więcej o Polonii w Ameryce, aniżeli samym kraju, a szkoda.
Ale żeby nie było, że same minusy widziałam podczas lektury, ciekawie było sobie przypomnieć jak to było w latach 90-tych: moda, koturny, serial Przyjaciele. Przypomniałam sobie jak większość dziewczyn chciała mieć fryzurę a'la Rachel - ja oczywiście też. :)
Reasumując, nie jest to zła książka, ale nie jest też najlepsza. Powinna zainteresować tych, co chcieliby zobaczyć jak to było prawie dwie dekady temu. Ale Ci, którzy oczekują poznania Nowego Jorku i Ameryki mogą ją sobie odpuścić.
Ocena: 3/6.
Książka przeczytana w ramach wyzwania: Polacy nie gęsi...
Bez komputerów? Bez Facebooka? No jak? :P
OdpowiedzUsuńA co do mody, to jak oglądam stare zdjęcia, to aż się za głowę łapię. Ciekawe czy tak samo będę reagować za kilkanaście lat na swoje obecne zdjęcia. :D
Wydaje mi się, że ta moda, która panuje obecnie nie jest tak obciachowa jak ta z lat 90-tych. Chociaż i wtedy nie wszystkie stylizacje były okropne. ;)
UsuńNajgorzej to sobie wyobrazić dzwonienie do znajomych: tylko i wyłącznie na stacjonarny, nie zawsze można było złapać daną osobę. A teraz? Inny świat - jak trzeba to się z internetem przez komórkę połączę i na FB się zaloguję. XXI wiek. :D
Do tej pory czytałam chyba dwie książki określane jako literatura emigracyjna i obie nie były wysokich lotów, jak widać dużo powstaje podobnych książek i nie mają nic ciekawego do zaoferowania.
OdpowiedzUsuńTo moja pierwsza tego typu książka, ale przed sięgnięciem po inne pewnie się porządnie zastanowię.
Usuń