poniedziałek, 21 października 2013

Czwarte przymierze - Gonzalo Giner




Tytuł: Czwarte przymierze
Autor: Gonzalo Giner
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2007




"Czwarte przymierze" Gonzalo Giner to przygodówka historyczna, po który sięgnęłam w związku z październikową Trójką e-pik. Autor jest Hiszpanem, z zawodu weterynarzem, a zamiłowanie do historii natchnęło go do napisania tejże powieści. 

Akcja książki toczy się dwutorowo: jeden wątek ma miejsce, powiedzmy, w teraźniejszości, czyli rok 2001 i 2002, natomiast drugi wątek jest w przeszłości w latach 1099 oraz 1244. I jest to jedyna ciekawa informacja jaką mogę przekazać o tej lekturze. Dawno nie namęczyłam się tak nad żadną historią. 

Miałam wrażenie, że autor na siłę próbuje wymyślić jakąś tajemnicę, która wciągnie czytelnika w wir historycznych zagadek oraz poszukiwania prawdy. Ale w związku z tym, że tyle już powstało książek w tym stylu, musiał się natrudzić, żeby wykreować interesującą opowieść. Jeżeli medalion Izaaka, bransoleta Mojżesza i papirus Jeremiasza jeszcze są do przyjęcia, to kolczyki Matki Boskiej przelały czarę i dobiły mnie ostatecznie. Tak jak napisałam wymyślone na siłę.

W tego typu powieściach akcja toczy się szybko, z impetem, a tu niestety wlecze się niemiłosiernie. Rozwiązanie zagadki trwa miesiącami i, mimo iż autor próbuje nam wmówić, jaka to tajemnica jest intrygująca i fascynująca, to nie idzie to w parze z faktycznymi odczuciami podczas lektury.

Bohaterowie są płytcy, głupi, naiwni i okropnie denerwujący. Główna postać wydarzeń teraźniejszych to Fernando Luenga - około czterdziestoletni jubiler z Madrytu, który po stracie żony w tragicznych okolicznościach, powoli wraca do życia i tym samym zaczyna zauważać kobiety. Jedna to jego pracownica, dwudziestoośmioletnia Monika, która podkochuje się w przełożonym, druga to kierowniczka archiwum w Segowii Lucia. Obydwie walczą o względy Ferdynanda, ale w tak prostacki i beznadziejny sposób, że aż nie chce się tego czytać. A we wszystko próbuje ingerować starsza siostra Ferdynanda - Paula, następna drażniąca kobieca postać. Generalnie w całej powieść znajdziemy multum denerwujących i płytkich osobowości. 

Jeżeli chodzi o głównego bohatera z przeszłości to jest nim Pierre, ale ten stan nie trwa zbyt długo. Wyglądało to tak jakby autor nie miał do końca pomysłu jak wykorzystać tę postać i w pewnym momencie ją uśmiercił, a jego miejsce zostało zajęte przez papieża Innocentego IV.

Ogólnie autor skupia się na różnych postaciach bez znaczenia. Opisuje wygląd, zachowanie oraz samopoczucie kelnerki, której rola zaczyna się i zarazem kończy na podaniu menu. Dla mnie były to zupełnie niezrozumiałe zabiegi, chyba że miały za zadanie zwiększyć ilość stron.

Oprócz tego daje się zauważyć kompletną głupotę bijącą z kart powieści. Dla przykładu: Pierre szuka schronienia w zaprzyjaźnionym zakonie templariuszy i nawet przez myśl mu nie przeszło, że jego przyjaciel  - 92-letni Juan - może być umierający. Kolejnym mankamentem jest ewidentny brak konsekwencji. Na przykład: Pedro (jeden z templariuszy pełniący funkcję komandora zakonu w zastępstwie umierającego Juana) jest złym bohaterem, ale zdobywa się na akt miłosierdzia i pozwala Pierre'owi zobaczyć się z ciężko chorym Juanem, po czym brutalnie bije staruszka w agonii, żeby wydusić z niego miejsce ukrycia skarbów. Po co czekał do ostatnich chwil Juana, zwłaszcza że ten mógł umrzeć w każdej chwili. Podczas czytania niejednokrotnie spotkamy się z abstrakcyjnymi wydarzeniami, na przykład wielki mistrz zakonu templariuszy  kupujący na targu czereśnie. No, błagam... 

Podałam tylko kilka przykładów takich dziwaków, ale w książce znajdziemy ich bez liku i działa to bardzo na niekorzyść tej powieści.

Styl autora także pozostawia wiele do życzenia. W powieści znajdziemy wiele bezsensownych zdań, skonstruowanych w dziwny sposób, pełno płytkich dialogów oraz bardzo dużo informacji zupełnie bez znaczenia dla całej historii. Podejrzewam, że gdyby sposób pisania był na odpowiednim poziomie to powieść by się obroniła, a tak mamy do czynienia z, niestety muszę użyć tego określenia, gniotem. 

Lekturę tej powieści idealnie opisuje stwierdzenie "ręce opadają" - tak się właśnie czułam podczas jej czytania. Czy polecam? Zdecydowanie nie, chociaż może znajdą się osoby, którym się spodoba. Jak dla mnie nie nadaje się ona do czytania, chociaż podziwiam samą siebie, że dobrnęłam do końca, mimo iż nie jeden raz miałam ochotę ją odrzucić w kąt. Ale cóż robić kiedy ma się podejście, że trzeba przeczytać książkę do końca, bo być może... 

Ocena: 1/6

Książka przeczytana w ramach wyzwania: październikowa Trójka e-pik oraz z półki 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz