piątek, 10 stycznia 2014

"Zupa z ryby fugu" Monika Szwaja

Uff, wróciłam. Święta, Sylwester, Nowy Rok to czas kiedy nie mam czasu dosłownie na nic. Zwłaszcza jeżeli jest się w rozjazdach. Ale już wróciłam i mogę się zająć nadrabianiem zaległości. 



Zacznę od cudownej książki, jaką przeczytałam jeszcze w 2013 roku i była to ostatnia lektura poprzedniego roku, a mianowicie "Zupa z ryby fugu" Moniki Szwaji.

Dawno już nie czytałam tak dobrej książki, a najfajniejsze w niej jest to, że porusza naprawdę trudny temat, ale w taki sposób, że nie jesteśmy nim przytłoczeni. Cała historia jest opowiedziana w lekkim, charakterystycznym dla autorki stylu i tonie. 

Anita jest szczęśliwą dziewczyną zakochaną w swoim chłopaku, z którym się pobierają. Są młodzi, mają pomysły na swoją przyszłość, dziecko jest oczywiście w planach, jednak w trochę odleglejszym czasie. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie naciski teściowej, czyli mamy Cypriana, która oczekuje wnuka. W ten sposób dochodzi do sytuacji kiedy to Anicie zaczyna zależeć na dziecku wręcz obsesyjnie. Kiedy sposoby naturalne zawodzą sięgają po inne rozwiązania, z których in vitro wydaje się najmniej awangardowe.

Autorka porusza trudny temat macierzyństwa, i to macierzyństwa za wszelką cenę. Czytając możemy spojrzeć na temat z różnych perspektyw. Pewnie nie tylko ja mam w pamięci niedawne, głośne dyskusje na temat in vitro. I chociaż zdecydowanie nie zgadzam się z podejściem kościoła do tematu to w książce jest to przedstawione w interesujący sposób. Jakie rozwiązania stoją przed małżeństwami, które pragną dzieci, jednak nie mogą się ich doczekać w naturalny sposób. Podczas czytania przez cały czas niecierpliwie oczekiwałam radosnego zakończenia, które rozwieje czarne chmury gromadzące się nad rodziną Grabiszyńskich, czy słusznie? To musicie stwierdzić sami, ja mogę jedynie polecić tę książkę wszystkim, nie tylko zainteresowanym tematem rodzicielstwa. W taki sposób powinno się pisać książki poruszające trudne tematy.

Ocena: 6/6

Książka przeczytana w ramach wyzwania: Polacy nie gęsi II.

Dzięki tej powieści zakończyłam rok 2013 z wynikiem 75 przeczytanych książek - mój rekord jak do tej pory. W 2014 będzie pewnie gorzej, bo już za niecały miesiąc wracam do pracy z urlopu macierzyńskiego, i znając życie czasu na czytanie będzie zdecydowanie mniej. Ale bądźmy dobrej myśli - byleby ukończyć wyzwanie 52 książki.

4 komentarze:

  1. Czytałam wszystkie książki pani Moniki i je uwielbiam, teraz poluję na "Anioła ..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się niektóre podobały bardziej, inne trochę mniej, ale "Zupa..." po prostu wspaniała. "Anioła..." też mam w planach! :)

      Usuń
  2. Czytałam, faktycznie - dobra książka. Lekki ton autorki zachowany, ale tematyka poważniejsza - fajnie to wyszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to mi się chyba najbardziej podobało, ostatnio czytałam książki na poważne tematy, ale napisane w taki sposób, że odechciewało się czytać. Tym bardziej się cieszę, że się okazało, że można połączyć trudny tematem z lekkim stylem. Oby więcej takich pozycji! :)

      Usuń